Jeżeli szukasz poradnika typu „z najmniejszym plecakiem dookoła świata” to nie jest artykuł dla Ciebie. Jako projektantka mody jestem wierna idei „travel like a girl” i gdziekolwiek wyjeżdżam staram się nie wyglądać jak typowa turystka. W Tajlandii spędziłam wakacje trwające ponad 30 dni (styczeń/luty). Poniżej znajdziesz moje wskazówki i informacje, które mogą Ci się przydać przed podróżą do Kraju Uśmiechniętych Ludzi 🙂
- Plecak czy walizka?
Jeżeli lecisz prywatnym samolotem na prywatną wyspę, gdzie spędzisz całe wakacje w tej samej willi, wybierz walizkę – ubrania mniej się pogniotą 😉 Jeżeli jednak logistyka Twojej podróży jest nieco bardziej skomplikowana, uwierz mi, że nie chcesz być wśród tych osób, które zablokują ruch na schodach, zaklinują się między samochodami czy utkną na nierównych chodnikach Bangkoku. Plecak jest najlepszym rozwiązaniem, nawet jeśli planujesz ograniczyć się do południa Tajlandii.
- Internet.
W Bangkoku w wielu miejscach publicznych jest dostępne WiFi , choć zwykle trzeba się zarejestrować w sieci. To samo dotyczy większości hosteli, hoteli i pensjonatów, gdzie podają login i hasło, trzeba jednak wziąć po uwagę fakt, że często sygnał w pokoju jest bardzo słaby i ostatecznie z internetu nie da się skorzystać. Bez problemu jednak można kupić tajską kartę typu pre-paid i korzystać wszędzie z danych komórkowych. My swoją kupiliśmy na lotnisku tuż po wylądowaniu w Bangkoku – na miejscu sprzedawca zajął się wymianą karty w moim telefonie i jej aktywacją. W cenie około 70 zł kupiliśmy 4,5 Gb na 30 dni. Z tego internetu korzystałam codziennie i najwięcej danych zużyłam prowadząc InstaStories i Snapchata, a także wrzucając zdjęcia na Instagram i Facebook. Limit wykorzystałam do końca, mnie wystarczył na ten czas idealnie 🙂
- Ubrania – co zabrać, jak się ubierać.
Klimatyzacja:
W styczniu/lutym w Tajlandii jest pora sucha, jest bardzo ciepło i nieco wilgotno. W czasie naszego pobytu najmniej było 26 stopni, najwięcej 35. Ale uwaga! Nie zapomnij jednak wziąć: pełnych butów (trampki, itd), skarpetek, bluzy i długich spodni! Po pierwsze, w samolocie jest chłodno: lecąc z Dubaju do Bangkoku, mimo powyższego zestawu oraz koca z polaru (w zestawie z poduszką w liniach Emirates), dość zmarzliśmy i prawdopodobnie dla mnie to był początek przeziębienia. Po drugie, Tajowie nie ogarniają jeszcze korzystania z klimatyzacji i w każdym zamkniętym pomieszczeniu: sklepie, kawiarni, restauracji, pociągu, metrze, taxi temperatura powietrza wynosi około 18 stopni!!! Przy temperaturze około 30 na zewnątrz to tak duża różnica, że nietrudno o chorobę. Warto więc mieć zawsze ze sobą kurtkę czy szal, żeby nie zepsuć sobie wakacji. Podobno w porze mokrej Tajowie przeziębiają się co chwilę i masowo korzystają z L4 – bardzo mnie dziwi, że jeszcze nie powiązali ze sobą tego ciągu przyczynowo-skutkowego z klimatyzacją 😉
Zwiedzanie:
Jeśli planujesz wejść do świątyni, pamiętaj o stosownym ubiorze. Mężczyźni i kobiety: bluzka z krótkim rękawem (nie wydekoltowana) i spodenki co najmniej do kolan. Dla kobiet to oznacza, że jeśli spódnica/sukienka – musi być do kostek. Na pewno warto nosić ze sobą szeroki i długi szal, którym można będzie się owinąć w razie potrzeby.
Spotkaliśmy się jednak kilka razy z niekonsekwencją tych zasad. Będąc w Bangkoku, weszliśmy na teren świątyni, lecz nie do samej świątyni, kręciliśmy się wokół i podziwialiśmy jej architekturę. W pewnym momencie rozległ się gong, zza rogu wyszło około 15 mnichów i weszło do świątyni na medytację. Pan, który bił w ten gong ewidentnie był pewnego rodzaju opiekunem/strażnikiem tego miejsca i kiedy już mieliśmy opuszczać teren, podszedł do nas i zaprosił nas do środka świątyni, żebyśmy również mogli wziąć udział w obrzędzie. Oczywiście nie rozumiał po angielsku, więc na migi pokazaliśmy mu, że nie jesteśmy ubrani tak, jak powinniśmy, ale on i tak nas zachęcał do wejścia, więc ja rozwinęłam swój szal, owinęłam wszystko co gołe (a byłam w krótkiej sukience) i dzięki temu mogliśmy doświadczyć jak wygląda ten buddyjski rytuał.
Przy zwiedaniu Ayutthayi (ruiny miasta i świątyni), nie obowiązywał żaden dress code, natomiast wybraliśmy się do Kambodży do Angkor i tam reguły były zupełnie inne. Ponieważ było bardzo gorąco i miało być mi wygodnie, założyłam szorty i żeby wejść na teren ruin, wymyśliłam, że będę używać mojej kurtki, którą ubiorę tak, żeby wyglądała jak spódnica. Tamtejsi strażnicy jednak nie zrozumieli mojego modowego polotu à la Vetements i nie wpuścili mnie, tłumacząc, że tej długości to mogę mieć spodenki, spódnica musi być do kostek. Na takich właśnie turystach zarabiają okoliczne bazary, więc kupiliśmy sukienkę maxi i wróciliśmy do zwiedzania.
Rooftop bar:
Będąc w Bangkoku niemal każdy chce wypić drinka na dachu drapacza chmur, ale nie każdy wie, że i tam obowiązują zasady dotyczące ubioru. Generalnie to jak wejście do bardziej ekskluzywnego baru, gdzie nie wpuszczają w adidaskach. I o ile kobiety mogą mieć na sobie każdą długość, tak od mężczyzn wymaga się długich spodni i pełnych butów (najlepiej mokasyny).
Pozostałe ubrania:
W Tajlandii doskonale funkcjonują publiczne pralnie – są tanie i można z nich korzystać bez obaw, że coś się zgubi. Jadąc na ponad 30 dni, z lekkich ubrań zabrałam ze sobą 3 bluzki z krótkim rękawem, 3 bluzki bez rękawów, 3 sukienki bez rękawów i 2 pary szortów. O ile ilość bluzek i spodenek była wystarczająca, to szczerze mówiąc, pakując się teraz jeszcze raz, zabrałabym (jako fashionistka) 2 sukienki więcej. Znajomi radzili nam, że nie warto brać tyle z Polski, bo na miejscu można wszystko kupić, jednak jedyne co kupiliśmy, to koszulkę dla Błażeja i to w ramach pamiątki w ostatni dzień pobytu 😉 Z czego to wynikało? Na każdym bazarku były dokładnie te same ubrania, które nosiła połowa turystów (co to za przyjemność wyglądać tak samo jak inni?) 😉 Ubrania były tanie i nie były to ani zbyt dobre materiały, ani dobra jakość szycia i wykończenia. Kierując się zasadą „slow fashion” nie potrafiłam kupić byle czego, tylko dlatego, że jest tanie. Woleliśmy prać częściej swoje ubrania. A zwykle można było dopłacić za odprasowanie, więc wszystko było świeże i pachnące! Polecam również zabranie dwóch zestawów kostiumów kąpielowych (na miejscu można kupić bez problemu, więc nie martwcie się jeśli zimą w Polsce to graniczy z cudem), ponieważ wszystko schnie powoli i czasami nie zdąży być suche na następny dzień.
- Kosmetyki
Wiadomo, że Azja to raj dla osób zainteresowanych dbaniem o urodę! W Tajlandii bardzo popularne są koreańskie kosmetyki i z pewnością pojawi się jeszcze osobny wpis o tym, co kupiłam na miejscu, wypróbowałam i co mogę polecić. W Bangkoku jest wiele sklepów poświęconych tylko kosmetykom, natomiast na południu wszędzie gdzie podróżowaliśmy, były albo sklepy 7/Eleven albo Tesco Lotus, w których bez problemu można było kupić wszelkie kosmetyki pierwszej potrzeby, takie jak żel pod prysznic, szampon i odżywkę do włosów, jak również kremy z filtrem do opalania. Te ostatnie są nieco droższe niż w Polsce. Ja swój asortyment ograniczyłam do minimum i postanowiłam wykorzystać uzbierane miniatury kosmetyków w malutkich buteleczkach lub saszetkach, które trzymam na takie właśnie okazje. Dzięki temu moja kosmetyczka zajmowała mało miejsca. Dziewczynom, które mają dłuższe włosy, polecam zabranie ze sobą także maski do włosów (ja miałam jakąś darmową próbkę dodawaną do zamówienia i na cały wyjazd wystarczyła mi taka minimalna ilość), a włosy po kąpieli w słonym morzu, ostrym słońcu, a także wilgotnym powietrzu będą nam za to wdzięczne 😉
- Apteczka.
Chociaż w Tajlandii nie brakuje aptek i sklepów, w których można zaopatrzyć się w podstawowe leki, na pewno warto wziąć ze sobą te wypróbowane i mieć je pod ręką. Czyli: na ból głowy i gorączkę (np. paracetamol), na ból gardła, na brzuch, żołądek i jelita: zarówno na rozluźnienie mięśni (np. No-Spa), jak i biegunkę (np. Smecta). Na południowych plażach jest sporo komarów, więc można coś ze sobą zabrać, a można kupić już w Tajlandii. Ja na miejscu kupowałam syrop na kaszel (jakiś tajski ziołowy – był nieco za słaby) i krople do nosa na katar. I przydał się arsenał chusteczek higienicznych… Niestety od wspominanej wyżej klimatyzacji totalnie się rozłożyłam i byłam chora około 10-12 dni, w tym 3 noce gorączki i na dwa dni niemal straciłam głos, głównie szeptałam; miałam uciążliwy katar i bardzo męczący kaszel. Możecie sobie wyobrazić jak w nocy temperatura wynosiła 28 stopni, a ja spałam pod kołdrą w t-shircie, bluzie, długich spodniach, w szaliku i trzęsłam się z zimna? Koszmar. Dlatego powtarzam: chrońcie ciepłe ciałka przed klimatyzacją 😉
- Pozostałe.
Chociaż w każdym hotelu mieliśmy do dyspozycji ręczniki, kupiliśmy takie szybko schnące w Decathlonie i wykorzystywaliśmy je niemal codziennie. Na początku rzeczywiście spełniały funkcje tylko ręcznika (w Bangkoku, w pierwszym hotelu woleliśmy używać swoich), później zabieraliśmy je na plażę i kładliśmy na piasku, na leżakach, a raz posłużyły nam również jako okrycie przed nagłym deszczem na plaży 😉 Schły dużo szybciej niż te hotelowe frottowe, więc to był świetny zakup.
Power bank – mój telefon ma niemal dwa lata, więc korzystałam z dodatkowej energii codziennie, czasami po kilka razy.
Jeżeli macie jeszcze jakieś pytanie dotyczące wyjazdu do Tajlandii, śmiało piszcie w komentarzach – chętnie odpowiem!
6 komentarzy
Czy moge zapytac gdzei kupilas poduszke podrozna z kocimi uszkami?
Pewnie! Kupiłam ją w grudniu w Etam Lingerie
Bardzo przydatny post! Niedługo wybieram sie do Tajlandii i Kambodży i zupełnie nie wiem jak sie spakować piękna sukienka na zdjeciu z Angkor! Czy na miejscu sporo nest sklepów z takimi? Bo może nie opłaca mi sie zabierać z Polski a kupić na miejscu
Bardzo się cieszę, dziękuję! 🙂
Tę sukienkę kupiłam właśnie w Angkor, takich sklepów (a wlasciwie to był targ) na miejscu było mnóstwo. Ja tam kupiłam tylko sukienkę, bo inne rzeczy albo jakościowo mi nie odpowiadały, albo krojem… Ale generalnie ubrań mnóstwo, wszędzie podobne lub te same. Potem spotykasz ludzi w identycznych rzeczach 😀 Myślę, że jak masz ulubioną letnią sukienkę, to warto ją wziąć 🙂
Hej, mam pytanie odnośnie walut, czy można tam płacić w USD czy ewentualnie lepiej wymienić na miejscu na baty lub płacić kartą? Co polecasz, czy jest duża dostępność bankomatów?
Pozdrawiam
W dolarach można było płacić w Kambodży, nawet trzeba było. W Tajlandii – miejscową walutą.