Tajskie kosmetyki – azjatyckie sekrety urody z Tajlandii, które warto poznać!

Będąc w Tajlandii, miałam okazję wypróbować kilka naprawdę wartych uwagi kosmetyków. Azjatyckie rytuały piękna są coraz bardziej znane w Europie i już teraz wiele produktów pojawia się na półkach znanych drogerii. Co mnie zaskoczyło i uwiodło?

Kiedy pojedziecie do Tajlandii, z pewnością zaskoczy Was to, że zdecydowana większość kosmetyków ma właściwości wybielające! Tajowie są zachwyceni naszą zimową karnacją i bardzo nam tej jasnej cery zazdroszczą! Znajoma Szwedka, opowiedziała mi historię jak przyjechawszy do Tajlandii właścicielka pensjonatu ciągle ją komplementowała dotykając jej skóry „Ooch, jesteś taka piękna!”. Po dwóch tygodniach, kiedy Szwedka zdążyła już nabrać opalenizny, ta zrobiła jej o to awanturę „Jak mogłaś tak potraktować swoją skórę?! Zobacz jak teraz wyglądasz!”. Niesamowite jak się różnimy, prawda? Wyobraźcie sobie, że efekt wybielający można znaleźć nawet w kremach do ciała z filtrem przeciwsłonecznym!

Wśród kosmetyków do makijażu, wśród Tajek popularne są pudry ryżowe – dedykowane głównie cerze mieszanej w kierunku tłustej. Mają właściwości matujące i oczywiście… nieco wybielają. Swoją drogą, widziałam też jak jedna kobieta nakładała na twarz nie puder, a talk – taki dla niemowląt!

Ja miałam okazję wypróbować pudry, które są chyba najbardziej popularne w Tajlandii, marki Srichand i mogę je na pewno polecić, bo spełniają swoje zadanie. Granatowego (ten po lewej) używałam jeszcze na miejscu i był świetny na upały i błyszczącą cerę. Ten błękitny to maska, którą rozrabia się z wodą, lecz można go używać również jako pudru.

Olej kokosowy jest znany w Polsce już dobrych kilka lat, a ja po raz kolejny przekonałam się o jego cudownych właściwościach. Podobno w tej chwili u nas coraz trudniej znaleźć czysty olej, extra virgin, który będzie nadawał się zarówno do ciała, jak i do jedzenia/picia. My zwracaliśmy uwagę, żeby na pewno wybrać ten produkowany w Tajlandii. Głównie miał odratować nasze poparzone słońcem ciała (niestety), kiedy mieliśmy tak wysuszoną skórę, że aż do dzisiaj ciężko mi w to uwierzyć. Oczywiście poradził sobie z tym świetnie i ja używam go teraz niemal codziennie: i do ciała, i do twarzy na noc, a przy tym pachnę jak ciasteczko!

Maseczki koreańskie to obok kremów BB i CC najpopularniejszy produkt kosmetyczny w Polsce z Azji. W Tajlandii wypróbowałam chyba wszystkie, które były dostępne w 7-Eleven i zaopatrzyłam się jeszcze w te ulubione na zapas do domu 🙂 Wszystkie, które tu widzicie są maseczkami w płachcie. Te po lewej to maseczki marki SAEM, dostępne w wyżej wymienionym sklepie. Pachną bardzo delikatnie i przyjemnie, są na cieniutkiej bawełnie i na tyle wygodnie układały się na twarzy, że po wyjęciu z lodówki zostawiałam je na całą noc.

Po prawej – maseczki z Beauty Buffet (MBK/Bangkok). Ten sklep przyciągnie chyba każdą dziewczynę (poniżej zdjęcie z mojego Snapchata)! Maseczki pachną obłędnie i pięknie rozświetlają, i napinają skórę. Są tylko na nieco grubszej bawełnie i przez to są mniej wygodne, podejrzewam, że nie umiałabym w nich spać. Za to bardzo polecam wizytę w Beauty Buffet, z pewnością znajdziecie tam wiele interesujących kosmetyków (choć 70% wybielających), a już na pewno ucieszycie oczy! 😉

Peelingi azjatyckie są bardzo łagodne, nic dziwnego, że poleca się ich codzienne używanie. Ten, który kupiłam jest tajskiej marki i skusił mnie bardzo mały skład chemiczny i dodatek witaminy C. Jeśli liczycie na natychmiastowy efekt starcia suchego naskórka, będziecie zawiedzione, ponieważ nie ma w nim drobinek, które działają mechanicznie. Jednak ten peeling stosowany częściej niż raz w tygodniu zapewni delikatne złuszczenie skóry, doprowadzając do lepszego wchłaniania pozostałych kosmetyków. I wiecie co? Pachnie obłędnie!

Ciekawą rzecz widziałam w sklepie poświęconym produktom do domowego SPA. Kokony jedwabnika znam doskonale, bo jedwab to moja ulubiona tkanina i stworzyłam dwie kolekcje, które na nim bazowały. Pisząc mój dyplom magisterski z projektowania ubioru, poruszałam temat produkcji jedwabiu i nawet mam jeszcze takie kokony z zasuszonymi jedwabnikami w środku (zobacz skrót z pokazu kolekcji > YouTube) Tu kokony były rozcięte i nasączone substancją, która pod wpływem wody zamieniała się w żel do mycia twarzy. Oczywiście należało ja myć za pomocą kokonu, co pewnie dodatkowo pobudzało skórę. Dla mnie niesamowite!

Najlepsze zostawiłam na koniec 😉 Beauty Cottage to sklep, w którym spędziłam dużo czasu oglądając chyba wszystkie produkty z pielęgnacji, a drugie tyle było do zobaczenia z makijażu! Ostatecznie nie znając marki, zdecydowałam się na zakup polecanej i bestsellerowej maski w słoiczku oraz emulsji (lekki krem) na dzień. Po kilku użyciach obu kosmetyków, żałuję, że nie wykupiłam pół sklepu 😉

Maseczka jest rewelacyjna i choć to tylko maseczka (no wiecie, nie dociera głęboko), to skóra po niej jest tak mięciutka i „zdrowa” jak po żadnej innej. Dodam, że kosztowała na nasze około 30 zł. Krem do twarzy planuję stosować dopiero jak skończy mi się obecny, a ten nie jest typowo nawilżający. Moja skóra w tej chwili głównie tego potrzebuje (choć karmię ją olejem kokosowym ;)). Oczywiście przyznaję, że nie wytrzymałam i używałam go już kilka razy, więc wiem, że będę zadowolona z efektu dłuższego stosowania!

Wszystkie produkty Beauty Cottage są produkowane w Tajlandii, z naturalnych składników, w związku z czym w składzie nie znajdziecie SLSów i parabenów. Kosmetyki nie są testowane na zwierzętach, a do tego mają śliczne wzornictwo! Zobaczcie jak wygląda ich ulotka:

Beauty Cottage znajdziecie w MBK Center na 2 piętrze – oczywiście w Bangkoku.

A jakie są Wasze doświadczenia z azjatyckimi kosmetykami? Używacie i możecie coś polecić? Czekam na Wasze komentarze! 🙂

 

MOŻE SI SIĘ SPODOBAĆ:

13 komentarzy

  1. Super, że pokazujesz produkty, które w jakimś stopniu poznałaś będąc w Tajlandii (czego pozytywnie zazdroszczę!) 🙂

  2. A słyszałaś coś może na temat firmy Benton ? Czytałam ostatnio trochę o kosmetykach azjatyckich i szukam czegoś co przypasuje mojej cerze. Podobno mają świetny skład, same naturalne składniki itd. chciałabym kupić coś nawilżającego i jakieś maseczki.

  3. W sierpniu wybieram się do Tajlandii i że względu na ograniczony bagaż ne będę mogła zabrać ze sobą pewnych kosmetyków. Postanowiłam że kupię cześć na miejscu. Możesz podpowiedzieć gdzie szukać kosmetyków w Bangkoku? Na pewno mają jakieś sieciowe drogerie jak u nas np rossmann, natura. Z góry dziękuję za informację:)

    1. Pewnie, na miejscu kupisz wszystko, czego potrzebujesz w podobnych cenach! Na pewno kojarzę takie sieci: Boots, Watsons i Oriental Princess. Myślę jednak, że jeśli tylko będziesz w turystycznej części, bez problemu znajdziesz dookoła różne drogerie (często są takie prywatne, bez nazwy), w których będą zarówno te same kosmetyki, co u nas, jak i te dla nas egzotyczne 🙂 Ja – jak pisałam tu powyżej – zrobiłam fajne zakupy w MBK, bardzo polecam ten Beauty Cottage 🙂

      PS. Widziałaś mój wpis o przygotowaniu do podróży do Tajlandii? 🙂 Tu jest link > http://bit.ly/w-podrozy-do-tajlandii

  4. Hej kupilam sobie ostatnio krem „source of nature” wyprodukowany dla angielskiej sieci marketow sainsbury w Tajlandii. Ma same naturalne skladniki wyglada zachecajaco ale pytanie moje :czy myslisz ze warto uzyc i bezpiecznie? Orientujesz sie moze czy produkty kosnetyczne produkowane sa w sterylnych warunkach mimo iz niskim kosztem ? Bo wiem niestety se z odzieza bywa roznie..

    1. Hej! Niestety nie znam tego kremu… Ale z tego co czytałam o nim, myślę, że można im zaufać. Nie wiem nic na temat tego jak w jakich warunkach produkowane są kosmetyki w Azji, ale wydaje mi się, że Azjaci mają takiego pozytywnego bzika na punkcie jakości w pielęgnacji, że można przyjąć, że z samymi produktami też wszystko jest okej 🙂 Ja bym zaufała, w końcu te kosmetyki, o który piszę – marki Beauty Cottage są tajskiej produkcji i wciąż ich używam 🙂

      1. Dzieki za odpowiedz 🙂 niestety krem nie przypadl mi tymczasowo do gustu jako ze w zime potrzebuje czegos konkretniejszego ale moze pokusse sie znow na przyszlosc. Pozdrawiam 🙂

        1. Może na lato będzie dobry? 🙂 Ja też odstawilam ten biały, o którym pisałam, bo jest zbyt lekki na zimę. Czasami go używam jako krem pod makijaż jeśli maluję się w ciągu dnia po tym jak rano zrobiłam normalną pielęgnację 🙂 Ale latem na pewno do niego wrócę. Pozdrowienia!!

          1. Mi sie wydaje ze przez to ze taki naturalny bardzo lekki i cierpki sie wydaje ale chyba za krotko uzywalam. Moze jeszcze do niego kiedys powroce, ale na pewno trzeba bedzie dodaac jakis krem z filtrem. Pozdrawiam serdecznie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *